
wyświetlenia
Przejechał przez Europę i Azję z przyczepką pełną sprzętu, dotarł do bazy pod Mount Everest, samotnie zdobył szczyt bez butli z tlenem i bez stałego wsparcia Szerpów, a potem wrócił do domu tą samą drogą. To nie była pokazówka - to była surowa, samowystarczalna przygoda, która zapisała się w historii alpinistyki.
Jak zaczął
Kropp wyruszył 16 października 1995 r., ciągnąc za sobą przyczepkę i setki kilogramów ekwipunku - w relacjach pojawia się liczba około 100 kg. Jego rowerowa trasa prowadziła przez kraje Europy, Turcję, Iran, Pakistan i Indie, aż do Nepalu. Od momentu zejścia z asfaltu zaczynały się piesze podejścia z całym sprzętem do base campu Everestu. W różnych źródłach dystans wyprawy podawany jest jako około 8 000 mil (ok. 13 000 km) - bez względu na dokładne liczby, to był ogromny logistyczny i fizyczny wysiłek.
W bazie i na górze
Kropp dotarł do bazy pod Everest w kwietniu 1996 r. Tam prowadził własne przygotowania - oszczędnie, samodzielnie i bez rozbudowanego zaplecza. Wiosna 1996 r. była dramatyczna dla całego masywu - miała miejsce słynna katastrofa na Everescie, w której zginęło kilka osób. Kropp angażował się w pomaganie innym ekipom, dostarczając leki i wsparcie tam, gdzie mógł. Po jednym z podejść, które zakończyło się na South Summit, zawrócił ze względów bezpieczeństwa. Jednak 23 maja 1996 r. wykonał drugi atak i osiągnął szczyt - bez butli z tlenem i bez stałego wsparcia Szerpów. Samotny atak w takiej formule czynił jego wyczyn szczególnie odważnym.
Powrót i późniejsze działania
Po zdobyciu Everestu Kropp nie wrócił od razu samolotem - część drogi powrotnej pokonał z powrotem rowerem. W 1999 r. wrócił jeszcze raz na masyw razem z Renatą Chlumską - parą usunęli m.in. zużyte butle tlenowe i inne śmieci pozostawione na górze, co pokazało, że Kropp myślał też o odpowiedzialności za środowisko górskie. Niestety, jego życie przerwała tragedia - w 2002 r. zginął w wypadku wspinaczkowym w stanie Washington w USA.








Rozmowy na Facebooku