wyświetlenia
Od początku wybuchu pandemii pojawiały się rożne zalecenia odnośnie noszenia maseczek. Niektóre z nich wydawały się przeczyć poprzednim. Jeszcze niedawno musieliśmy je nosić wszędzie. Obecnie tylko w zamkniętych pomieszczeniach. Ale jak jest z ich rzeczywistą skutecznością w hamowaniu rozprzestrzeniania się zarażeń?
Do niedawna WHO była przekonana, że maseczki mają sens tylko w przypadku osób chorych i tych, które się nimi opiekują. WHO nie zalecała dotąd masowego ich stosowania.
Profesor Holger Schunemann postanowił to sprawdzić wraz z międzynarodowa grupą naukowców. Jest on epidemiologiem klinicznym na McMaster University w Ontario w Kanadzie. Przeanalizowano 172 badania przeprowadzone w 16 krajach na całym świecie.
Okazuje się, że dystans fizyczny zmniejsza ryzyko zachorowania o 80 proc. Utrzymywanie min. metra odległości od osoby zakażonej, powoduje, że ryzyko przeniesienia cząsteczek wirusa spada do ok. 3 proc.
Same maseczki z kolei niwelują ryzyko o 85 proc. Tu dyskusja była niezwykle zażarta albowiem wielu naukowców i lekarzy podważało skuteczność ochrony nosa oraz ust. Taka ochrona powoduje, że szanse zakażenia wynoszą ok. 3,1 proc.
Trzeba jednak pamiętać, że same maseczki nie ochronią nas całkowicie przed COVID-19 - przekazał dyrektor generalny WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus. Cały czas ważne jest zachowywanie odpowiedniego dystansu oraz przeprowadzanie testów osób narażonych na zarażenie.
Źródło: instagram.com
Rozmowy na Facebooku