wyświetlenia
Pani Ania podzieliła się swoją historią o porodzie na jednym z portali w internecie
Da pani radę! Kobiety rodzą od pokoleń – usłyszałam na porodówce. Po 8 godzinach skurczy i wymiotów, lekarz w końcu zdecydował o cesarce. Personel na porodówce miał dość słuchania „wycia z bólu”. Z porodowej traumy wychodziłam 3 lata.
Od momentu, w którym dowiedziałam się, że jestem w ciąży nastawiałam się psychicznie, że urodzę naturalnie. Kiedy mój lekarz prowadzący zapytał, co myślę o cesarce, powiedziałam, że to chyba ostateczność. Ucieszył się, kwitując, że jestem „silną babką”.
Pierwsza godzina na porodówce uświadomiła mi czym jest ból jakiego nigdy nie doświadczyłam. Najgorsze było jeszcze to, że wymiotowałam przy każdym skurczu. Męczarnia trwała 8 godzin. W międzyczasie słuchałam motywujące pokrzykiwania położnej „weź się w garść”, „nie wyj tak”, „trafiła nam się histeryczka”. Finał był taki, że kiedy przyszedł ordynator „do tej co drze się najgłośniej na oddziale” zbladł, natychmiast zdecydował o cesarce.
Urodziłam prawie 5 kilogramowe dziecko, które było niewłaściwie ułożone. Jeszcze podczas 7-dniowego pobytu w szpitalu słyszałam uwagi, że „byłam głośna” i pytania „czy aż tak mnie bolało”. Wychodzenie z traumy zajęło mi blisko trzy lata.
Wydawałoby się, że w 21 wieku takie sytuacje nie powinny mieć już miejsca, jednak niektóre szpitale wydają się nadal tkwić w PRL!
Źródło: mamadu.pl
Rozmowy na Facebooku